piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 2

Takiej zaciętej walki Kimiko, Madoka, Kenta i Benkei dawno nie widzieli. Widać było, że i Ginga, i Kyoya mocno trenowali po Mistrzostwach. Występował cios za ciosem, atak po ataku. Żaden nie chciał przerwać. Żaden nie chciał skończyć. Fascynował ich ten pojedynek. Dawno tak na poważnie nie grali. Mimo że to nie był turniej, każdemu zależało na zwycięstwie. Każdy chciał ochronić swoją dumę.
-Zaraz skończymy tą zabawę!- Kyoya rozchylił ramiona, co oznaczało, że zaczął przygotowywać się do specjalnego ataku- Lion! Specjalny atak- Ryk Królewskiego Lwa!
Bey stanął w miejscu i wokół niego pojawił się ogromny wir wietrzny. Pegasus został w niego wciągnięty i wirował w koło tornada. Zielonowłosy uśmiechnął się z satysfakcją. Miał przeciwnika w garści.
-Nie tak prędko- Ginga popatrzył na Kyoyę.- Nie uda ci się nas powstrzymać. Pegasusie! Wyrwij się z tego wiru!
Bey nabrał prędkości i po kilku sekundach kręcił się na ziemi. Teraz to on zbierał siły na swój kontratak.
-No więc teraz nasza kolej- Ginga uśmiechnął się- Pegasusie, specjalny atak! Gwiezdny Detonator!
Bey wzniósł się w powietrze, wysoko nad wszystkimi i po chwili spadał w stronę Liona, aby zaatakować go w środku wytworzonego przez niego tornada. Niestety, czerwonowłosy nie przewidział tego, że jego przeciwnik domyślił się co ten miał w planach zrobić. Zielonowłosy widząc całe zdarzenie, rozkazał swojemu beyowi zmienić położenie i wybrał się do pobliskiego lasu. Pegasus natomiast uderzył prosto w ziemię z głuchym łoskotem. Ginga nie był zadowolony. Postanowił gonić Kyoyę, który zaszył się w lesie.
Za nimi biegli pozostali. Chcieli widzieć co  się dzieje i jak rozstrzygnie się ta walka. Niestety, ci zniknęli im z oczu. Kimiko jednak nie poddała się i postanowiła znaleźć ich na swój sposób. Wydobyła wyrzutnię.
-Naprzód Sanszja!- krzynęła- Let it rip!
Bey wypruł przed swoją właścicielkę i zaczął szukać chłopaków.
-Czy to na pewno dobry pomysł wysyłać Sanszję na poszukiwania?- odezwał się Kenta.- Może dajmy sobie po prostu  spokój. Wróćmy na plażę i tam na nich poczekajmy.
-Kenta ma rację- przytaknęła Madoka.- Na pewno sobie świetnie radzą. A zwycięzce szybko rozpoznamy.
-Nie- Kimiko biegła dalej.- Jak wy chcecie to wracajcie, ja muszę ich znaleźć.
-Idę z Kimiko!- Benkei, mimo że brakowało mu tchu, nie zwalniał tępa.
-Ale dlaczego?- Madoka wyglądała na zdziwioną.- Znaczy się rozumiem, że tam jest twój brat, ale czy to nie jest już nadopiekuńczość siostrzana?
-Tu nie chodzi o opiekuńczość- wyjaśniła zielonowłosa.- Chodzi o to, że jestem na 99% pewna, że w czasie tej walki zdarzy się coś niezwykłego. Coś, co może zmienić nasze życie. Chcę zobaczyć co to takiego.
Powiedziawszy to, wyprzedziła przyjaciół i po chwili i jej nie było widać. Reszta biegła za nią, jednak zwolniła tępa.
Natomiast Ginga i Kyoya dalej zagłębiali się w las. Atakowali się nadal, jednak żaden nie użył ponownie specjalnego ataku. Każdy czekał na odpowiedni moment, ale nic na niego nie wskazywało. Chłopaki stawali się już coraz bardziej zmęczeni tym biegiem. W końcu dotarli do polanki, gdzie postanowili się zatrzymać. Kyoya rozejrzał się w koło i uśmiechnął się pod nosem. Znał to miejsce i to bardzo dobrze. Wykorzysta to. Nagle oboje usłyszeli szelest liści i kolejnego beya. Po chwili ujrzeli Sanszję, a za nią dyszącą Kimiko, która ledwo co trzymała się na nogach. Gdy stanęła, łapczywie łapała oddech. W końcu przyjrzała się miejscu, do którego dotarła. Roześmiała się głośno. Stwierdziła, że to raczej nie jest przypadek, a sytuacja stworzona z góry. Spojrzała się na brata i ponownie się uśmiechnęła, po czym oparła się o rosnące obok drzewo, aby w spokoju obserwować walkę.
-Z czego się tak śmiejecie?- Ginga patrzył na rodzeństwo lekko zdezorientowany.
-Nie przejmuj się tym Ginga- odpowiedziała mu Kimiko.- Po prostu na tej łące spędziliśmy połowę naszego dzieciństwa. Znamy ją bardzo dobrze. Ale dla pocieszenia powiem ci w sekrecie, że Kyoya nigdy tutaj nie wygrał, wręcz przeciwnie, jako pierwszy odpadał.
-Ale tym razem będzie inaczej- zielonowłosy stawał się coraz bardziej pewny swojej wygranej.- Teraz wygram. Naprzód Lion!
Bey zaatakował Pegasusa, a ten odskoczył od niego. Walka zaczynała przybierać na atakach. W tym samym momencie przeciwnicy postanowili wyprowadzić specjalne ataki przeciwko sobie. Już właśnie mieli wypowiedzieć swe działania, gdy na niebie coś zabłysło. Trójka przyjaciół podniosła głowy ku górze, aby zobaczyć co to takiego. Z nieba w ich stronę zaczął spadać jakiś obiekt. W pewnym momencie rozbił się na dziesięć kawałków, a jeden z nich jeszcze na pół. Wojownicy nie wiedzieli co się w około nich dzieje.
Nie trwało to długo. Nie mieli możliwości zareagować po tym, gdy zorientowali się, co prawdopodobnie zaraz się stanie.
Nagle odłamki zaczęły szybciej spadać, a trzy z nich kierowało się w ich stronę. Kimiko, Kyoya i Ginga kilka chwil później zobaczyli, że części jakiegoś ciała niebieskiego wbijają się w ich beye. Po tym nastąpiła potężna eksplozja, która zmiotła przyjaciół z nóg. Każdy z nich zemdlał, a ich beye momentalnie przestały się kręcić.
Madoka, Kenta i Benkei widząc rozpryskujące się ciało niebieskie i chwilę potem wybuch przed sobą, zaczęli szybciej biec, aby zobaczyć co się stało. Kasztanowłosa bała się, że właśnie tam są jej przyjaciele. Przyspieszyła bieg i to samo uczynili pozostali. Po chwili dotarli do miejsca eksplozji. Zobaczyli tam leżących i nieprzytomnych wojowników. Madoka szybko podbiegła do Gingi i rozkazała chłopakom sprawdzić, co z resztą. Benkei z przerażeniem podbiegł do Kyoyi, a Kenta ze zmartwiony wyrazem twarzy skierował się ku Kimiko. Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy wyczuli u każdego puls. Później zebrali się w kupkę i spojrzeli na wszystko z góry. Dopiero wtedy zorientowali się, że beye nie kręcą się, czyli prawdopodobnie ponownie był remis.
-Ciekawe, co się stało?- zastanawiała się głośno Madoka. Podeszła bliżej, aby zobaczyć lepiej beye przyjaciół. Gdy doszła do nich, krzyknęła z przejęcia. Chłopaki podbiegli do niej, aby zobaczyć co ją do tego skłoniło. Po zobaczeniu beyów, zrobili to samo co ich przyjaciółka.
-Przecież...- Benkei ledwo się odezwał.
-Te beye...- ciągnął z oszołomieniem Kenta.
-Przeszły transformację!- dokończyła podwyższonym głosem Madoka.-Czyli Kimiko miała rację.
-Na to wygląda- skomentował zielonowłosy.
-To niesamowite!- wykrzyknął wielkolud.
Kasztanowłosa wstała. Czyżby te odłamki tego czegoś spowodowały to wszystko? Zastanawiała się patrząc to w niebo, to na nieprzytomnych przyjaciół.

***

Ryuga trenował, gdy zdarzyła się ta sytuacja. Po raz kolejny razem z L-Drago próbował wykorzystać całe 100 % możliwości beya. Jednak nadal mu się to nie udawało.
-No dalej- mówił.- Pokażmy Kimiko, że możemy osiągnąć kres naszych możliwości sami. Bez niej!
To był jego cel. Jednak był coraz bardziej przeświadczony, że go nie osiągnie. Że jednak to ona miała rację, nie on. To go najbardziej denerwowało. Ale nie mógł się tak szybko poddać. Zrobi to dopiero wtedy, gdy wszystko inne zawiedzie, a miał nadzieję, że to nigdy nie nastąpi.
Po raz kolejny krzyknął w stronę beya, aby wykonał specjalny atak- Lot Cesarskiego Smoka. I po raz kolejny wiedział, że ten cios mógł być zdecydowanie silniejszy. W końcu rzucił wyrzutnię daleko od siebie, gdzieś w trawę i usiadł po turecku, zastanawiając się, co może jeszcze zrobić. Przeanalizował wszystkie swoje działania. Niestety, nie zdążył wyciągnąć wniosków, ponieważ spojrzał w stronę nieba i zauważył ciało niebieskie spadające na Ziemię. Patrzył bardzo uważnie. Zastanawiał się, co to jest i co z tego wyniknie. Po chwili ujrzał, że, to coś, co zbliża się coraz bliżej Ziemi rozbiło się na dziesięć kawałków, a jeden z nich jeszcze na połowę.
Patrzył jak zaklęty w niebo, póki nie zorientował się, że jeden z fragmentów zmierza w jego stronę. Zapominając o beyu, mając na pierwszym planie swoje życie, odskoczył w stronę pobliskiego lasu. Sekundę później usłyszał wybuch. Gdy stwierdził, że wszytko wróciło do normy, zorientował się, że nie ma przy nim jego beya- L-Drago. Pobiegł szybko w stronę, gdzie znajdował się ostatnio i ku jego olbrzymiemu zdziwieniu nie zobaczył L-Drago, jakiego zostawił. Przed nim nie było już Meteo L-Drago.
Wziął beya do ręki i obejrzał go uważnie.
-Destructor L-Drago- powiedział cicho, nadal patrząc na niego. Następnie spojrzał na niebo. Po ciele niebieskim nie pozostało oni śladu.
-Hmm, ciekawe- dumał trzymając w ręku nowego L-Drago.- Wygląda na to, że ta gwiazda, kometa, czy jak to tam się zwie, spowodowała twoją transformację. Cudownie.
Uśmiechnął się, po czym wzniósł beya ku górze.
-Teraz mam szansę wydobyć 100%!- krzyknął.- Nie czekając dłużej, sprawdźmy możliwości tej piękności, która jest w moich rękach. Może to właśnie ty dasz mi swoje 100% bez niej.
Poszedł po wyrzutnię i zamieścił beya w odpowiednim miejscu. Z uśmiechem na twarzy wrócił do krateru wulkanu i ponownie zaczął trenować, aby osiągnąć swój cel.

____________________________________________________________
Drugi rozdział, lalalalalalalala. Ale super :D Jestem mega szczęśliwa! Mam nadzieję, że się wam spodoba! Bardzo proszę o komentarze! One na prawdę dają mocnego kopniaka do pisania. Buziaczki :**
PS Chcę poinformować, że skład mojego show może się zmienić, ponieważ pojawiły się pewne komplikacje, które trzeba rozwiązać właśnie takim rozwiązaniem. Okazało się, że Benkei prawdopodobnie odejdzie. Myślę, aby zamiast niego dodać Chi Yun'a. A dlaczego wielkolud odchodzi? Ponieważ stwierdził, że Masamune go denerwuje i psychikę rujnuje. Dziwne, ponieważ na moim drugim blogu też mam show i mimo że Spectra z Shadowem nie trawią się bardzo, to jednak jakoś współpracują. No cóż, skoro wielkolud tak chce... Jeśli macie jakieś inne pomysły, to dajcie znać!

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 1

Właśnie rozpoczęło się lato. Zielonowłosa dziewczyna właśnie wracała ze szkoły. Przed chwilą skończyła ostatnią klasę gimnazjum. Była z siebie dumna, ponieważ ukończyła ją z wyróżnieniem. Ciężko na to pracowała. Tym bardziej, że przez większość czasu, który powinna spędzić w szkole, spędziła na różnych wyjazdach po świecie. Ale udało jej się wszystko nadrobić.
Po szkole zawsze szła do domu, jednak w tym dniu stwierdziła, że wybierze się do parku, aby odetchnąć świeżym powietrzem i rozkoszować się latem. To była jej ulubiona pora roku. Zero lekcji, zero prac domowych, zero obowiązków, zero przymusowego wczesnego wstawania. Tylko lenistwo, spotkania z przyjaciółmi i co najważniejsze- beyblade. Najlepiej jej się ćwiczy gdy jest ciepło, gdy może spokojnie i w pełni oddychać. Tak, uwielbiała lato.
Gdy przyszła do parku, było mnóstwo osób. Nie zdziwiło jej to. Nie dość, że była pora obiadowa, to jeszcze wszystkie szkoły miały zakończenie roku. I ta pogoda.
Najpierw poszła kupić sobie jedzenie na wynos. Wybrała sajgonki i chińskie pierożki. Uśmiechnęła się pod nosem. Od razu przypomniała się jej drużyna Wang Hu Zhong z Chin. Usiadła na pobliskiej ławeczce. Zaczęła zajadać się swoim obiadem. Było jej dobrze. Naprawdę dobrze.
-Kimiko?
Dziewczyna spojrzała w stronę z której dobiegał głos. Omal co nie wypuściła sajgonki z pałeczek, gdy zobaczyła kto to jest.
-Czy moje piękne oczy dobrze widzą? Kyoya?
-To jest aż takie dziwne widzieć swojego brata?- zapytał i usiadł koło niej. Przy okazji wziął sobie jednego pierożka.
-Nie- odpowiedziała i włożyła sajgonkę do ust.- Ale jeśli nie widzi się go od roku, to sądzę, że mam prawo wyrazić swoje zdziwienie. I przestań bezkarnie zajadać się moim obiadem!
-Ale jesteś samolubna- wziął jeszcze jedną sajgonkę i wytarł palce o swoje spodnie.- Wiem, że nie było mnie rok. Ale dobrze wiesz dlaczego.
-Oczywiście- spojrzała na brata poważnym wzrokiem- Jednak moim zdanie mocno przesadzasz. Cały czas dążysz do wygrania z Gingą. Trenujesz, wyjeżdżasz do różnych miejsc, aby doskonalić swoje umiejętności. To naprawdę cudownie, ale wiedz, że masz już obsesję na tym punkcie. To w końcu cię wykończy Kyoya.
-Nie mam obsesji!- zielonowłosy wstał.- Po prostu gdy pokonam Gingę stanę się najlepszym bleyderem na świecie. Pamiętasz dzień, kiedy walczyliśmy o lody? Pamiętasz co wtedy sobie obiecaliśmy?
-Pamiętam- Kimiko nadal patrzyła na brata- Pamiętam wszystko z tamtego dnia oraz wszystko po nim. Mam ci przypomnieć co się stało z Ryugą? On też chciał być najlepszy.
-Nie porównuj mnie do niego! Ja nie jestem taki jak on!
-Mylisz się- dziewczyna wstała i wzięła torbę- Coraz bardziej mi go przypominasz. Zastanów się nad tym.
-Nie wierzysz we mnie- Kyoya był zawiedziony rozmową z siostrą. Nie na to liczył.
-Wierzę- odpowiedziała zgodnie z prawdą- Jednak nie chcę, byś skończył jak Ryuga. Drugi raz tego nie wytrzymam.
-Nie skończę.
-Mam taką nadzieję- spojrzała ostatni raz na brata i ruszyła w stronę domu- Jak będziesz walczył z Gingą, poinformuj mnie gdzie i o której będzie się to odbywać. Z przyjemnością to obejrzę.
Kyoya spojrzał na odchodzącą siostrę. Wiedział, że wybiera się do domu. Niby ich wspólnego, jednak on już tak nie uważał. On po prostu nie miał stałego domu.
Westchnął tylko ciężko i postanowił razem z Benkei poszukać Gingę, aby raz na zawsze rozstrzygnąć, kto jest lepszym bleyderem.

Kimiko szła szybkim krokiem do domu. Prawie biegła. Była wściekła. Gdy zobaczyła brata miała nadzieję, że on wrócił na stałe, że w końcu zmądrzał. Ale nie, on nadal chciał pokonać Gingę za wszelką cenę. Zresztą czego oczekiwała.
Wyjęła klucze z torby i weszła do przedpokoju. Zdjęła buty, torbę i poszła do salonu, aby obejrzeć jakiś film i zapomnieć o tym, co wydarzyło się w parku. Chciała mieć najzwyczajniej w świecie spokój.
Dochodziła 18, gdy do jej drzwi ktoś zapukał. Z ociąganiem wstała z kanapy i ruszyła się, aby zobaczyć kto przyszedł.
-K-K-Kimiko!- usłyszała, gdy otworzyła drzwi. Był przed nimi Benkei.-Cześć!
-Benkei- uśmiechnęła się do wielkoluda. Lubiła go i była mu bardzo wdzięczna, że podróżuje razem z jej bratem. Nie zmienia to jednak faktu, że często ją denerwuje.- Miło cię widzieć. Mogę się domyśleć, że Kyoya kazał mnie poinformować, że będzie walczyć z Gingą?
-Dokładnie- chłopak patrzył na dziewczynę zdziwiony.
-Sama poprosiłam go, aby mnie o tym poinformował- wyjaśniła, gdy zobaczyła wyraz twarzy gościa.- Pozwolisz, że się przebiorę. Zaraz wracam.
Dwadzieścia minut później szli w stronę starych magazynów portowych. Kimiko uśmiechnęła się lekko, przypominając sobie stare czasy. Z jednej strony wróciłaby do nich, jednak z drugiej... Teraz przynajmniej Ryuga nie jest pod wpływem mrocznej mocy.
Doszli do punktu cumowania i tam dziewczyna zobaczyła swojego brata czekającego na nich.
-W końcu jesteście- przywitał ich Kyoya.- Musimy już wypłynąć, bo się spóźnimy. Ruchy!
-Tak jest kapitanie!- odkrzyknął Benkei i wypłynęli.
Kimiko podeszła na dziób łódki i patrzyła się w morze. Domyślała się, gdzie zmierzają. Domyślała się również, że zobaczy ciekawy pojedynek. Czuła na dodatek, że ta walka coś zmieni.
-Powietrze jest dzisiaj jakieś inne- odezwał się Kyoya podchodzą do siostry.
-Masz rację- potwierdziła- To wpłynie na twoją walkę z Gingą. Nie wiem co się wydarzy, ale na pewno coś.
-Coś ważnego?
-Coś, co wpłynie na resztę- tłumaczyła- Coś, co może zmienić nasze życie. Na gorsze, na lepsze? Nie mam pojęcia.
-Wiem- westchnął głęboko.- Nie stanę się nim. I nie jestem do niego podobny.
-Chęć bycia najlepszym za wszelką cenę. Treningi w dzień i noc. Wyjazdy. Wyczerpanie fizyczne i psychiczne- zaczęła wyliczać.- Masz rację, nie jesteście do siebie podobni. A krzty.
-Przestań mówić do mnie z sarkazmem!
-A jak mam się do ciebie zwracać?- spytała brata patrząc mu prosto w oczy.- Ty inaczej mnie ani nie słuchasz, ani nie rozumiesz. Kyoya, ja już naprawdę jestem tym zmęczona. Kocham cię i chcę dla ciebie jak najlepiej, ale nie wiem, czy dam radę dalej martwić się o ciebie i pomagać.
-Nie musisz się o mnie martwić- powiedział, przytulił siostrę i pocałował w czoło.- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
-Nie obiecuj- poprosiła.- Ty to po prostu zrób.
Kilkanaście minut później Kimiko i pozostali zobaczyli piaszczysty brzeg plaży wyspy. Dziewczyna nie myliła się co do miejsca walki. Już z oddali zobaczyła czekających na nich Gingę, Kentę i Madokę. Czyli byli wszyscy zainteresowani.
Kyoya nie czekał na to, aż łódka całkowicie dopłynie do brzegu. Kilkanaście metrów przed nim zaczął rozmowę ze swoim rywalem.
-Ponownie się spotykamy Ginga- rozpoczął.
-Kyoya- odpowiedział.- Czy ty naprawdę nie możesz dać już spokój z tym? Nie pokonałeś mnie ani razu i bardzo wątpię, aby to się dzisiaj zmieniło.
-Przekonamy się- zielonowłosy uśmiechnął się wyzywająco.- Bardzo ciężko trenowałem i nie pozwolę, aby to wszystko poszło na marne.
-Jesteś zbyt pewny siebie- podsumował Ginga.- No ale cóż, skoro chcesz dostać wycisk, to czemu nie. Pegasus i ja już się nudzimy, a ty dostarczysz nam na pewno pierwszorzędnej rozrywki.
-I przegranej!- uśmiech nie schodził z twarzy chłopaka.- To co? Zaczynamy?
-Jasne!
-Chłopaki- Madoka odezwała się w końcu patrząc na to wszystko.- Dajcie sobie spokój. To do niczego nie doprowadzi!
-Spokojnie Madoka- Ginga uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.- Szybko to zakończę.
-Daj im grać- Kenta również wtrącił się do rozmowy.- Obojgu im się przyda. Od Mistrzostw nie mieli okazji grać z przeciwnikami równymi sobie. W końcu w najlepszym wypadku tylko padną z wycieńczenia.
-Yh- zazgrzytała zębami szatynka.- Ja nie będę latała za lekarzem, gdy coś im się stanie.
-Dobra, skończmy tą gadaninę- krzyknął Kyoya.- Zaczynajmy!
Chłopak wyskoczył z łódki i wylądował prawie na piasku. Oboje przeciwników wyciągnęło i przygotowało wyrzutnie. W tym czasie Kimiko i Benkei dotarli na brzeg i stanęli koło przyjaciół patrząc nie pewnie na rywali.
-To co?- spytał zielonowłosy.
-Dalej- odpowiedział czerwonowłosy.- Więc...
-Trzy!
-Dwa!
-Jeden!
-LET IT RIP!!!

Benkei i Masamune Show! (B&M S)

B: Siemaneczko, witaneczko!
M: Cześć!
B: Ja jestem Benkei i razem ze mną jest Masamune. Zostaliśmy wybrani do prowadzenia:
B&M: BENKEI & MASAMUNE SHOW!
M: Dokładnie. Patrycja specjalnie utworzyła to show, aby je dodawać, gdy jej rozdział będzie za krótki!
B: A ten taki właśnie jest.
M: Po drugie ma też show na swoim drugim blogu.
B: A tam występuje Spectra z Shadowem!
M: Dali nam nawet kilka wskazówek. A oto ich lista:

*Uważnie wypełniać polecenia szefowej.
*Unikać lampy rzucanej od szefowej.
*Być kulturalnym.
*Nie bić się w studiu.
*Posprzątać po sobie w studiu, bo przyjdzie Shadow i nas zleje.
*Czytać uważnie to, co szefowa da w czasie show.
*Nie jeść w czasie show.
*Nie słuchać rad Shadowa odnośnie show.
*Nie denerwować się nawzajem (chodzi o prowadzących)

B: Fajnie, że nam pomogli.
M: No masz rację, ale... Unikać lampy rzucanej przez szafową. Hmm... Ciekawe o co chodzi?
Pa: Zademonstruję ci Masamune.
(Patrycja rzuca w niego i Benkei lampę)

~dwadzieścia minut później~

M: Skoro już czuję moją głowę, to możemy wrócić do show.
B: I oddać lampy Patrycji. Uważamy, że nie będą nam więcej potrzebne!
M: Tsaa -.- No ale dobra. Teraz wiemy o co chodziło.
B: Daj spokój. Róbmy dalsze punkty programu.
M: Masz racje. No więc punkt pierwszy za nami?
B: Tak.
M: Punkt drugi?
B: Tak.
M: Czyli czas na punkt trzeci. A więc Patrycja bardzo dziękuje za wizyty i komentarze. Ma ogromny zaciesz widząc ich tyle. Dziękuje wszystkim za miłe słowa. Czeka na kolejne, ale i tak uważa, że teraz ich nie będzie. Pozdrawia również serdecznie wszystkich obserwatorów.
B: I ten rozdział jest właśnie dla nich.
M: Dokładnie. Co jeszcze? A tak. Patrycja przeprasza, jeśli przez rozdział spaliście.
B: Informuje, że niestety, nie miała pojęcia jak zacząć.
M: A rozdział jakiś musiał być.
B: Dokładnie.
M: Coś jeszcze?
B: Tak. Patrycja zaprasza was bardzo serdecznie do zakładek: Bohaterowie i Legenda.
M: Ma nadzieję, że wam się spodobają.
B: Teraz to chyba wszystko.
M: Tak, wszystko. No więc macie pozdrowienia od całej ekipy i zapewnienie od autorki bloga, że następne show i rozdziały będą lepsze.
B: Liczy też na nowych czytelników!
M; No dobra. To narka!
B: Do usłyszenia!