-Zaraz skończymy tą zabawę!- Kyoya rozchylił ramiona, co oznaczało, że zaczął przygotowywać się do specjalnego ataku- Lion! Specjalny atak- Ryk Królewskiego Lwa!
Bey stanął w miejscu i wokół niego pojawił się ogromny wir wietrzny. Pegasus został w niego wciągnięty i wirował w koło tornada. Zielonowłosy uśmiechnął się z satysfakcją. Miał przeciwnika w garści.
-Nie tak prędko- Ginga popatrzył na Kyoyę.- Nie uda ci się nas powstrzymać. Pegasusie! Wyrwij się z tego wiru!
Bey nabrał prędkości i po kilku sekundach kręcił się na ziemi. Teraz to on zbierał siły na swój kontratak.
-No więc teraz nasza kolej- Ginga uśmiechnął się- Pegasusie, specjalny atak! Gwiezdny Detonator!
Bey wzniósł się w powietrze, wysoko nad wszystkimi i po chwili spadał w stronę Liona, aby zaatakować go w środku wytworzonego przez niego tornada. Niestety, czerwonowłosy nie przewidział tego, że jego przeciwnik domyślił się co ten miał w planach zrobić. Zielonowłosy widząc całe zdarzenie, rozkazał swojemu beyowi zmienić położenie i wybrał się do pobliskiego lasu. Pegasus natomiast uderzył prosto w ziemię z głuchym łoskotem. Ginga nie był zadowolony. Postanowił gonić Kyoyę, który zaszył się w lesie.
Za nimi biegli pozostali. Chcieli widzieć co się dzieje i jak rozstrzygnie się ta walka. Niestety, ci zniknęli im z oczu. Kimiko jednak nie poddała się i postanowiła znaleźć ich na swój sposób. Wydobyła wyrzutnię.
-Naprzód Sanszja!- krzynęła- Let it rip!
Bey wypruł przed swoją właścicielkę i zaczął szukać chłopaków.
-Czy to na pewno dobry pomysł wysyłać Sanszję na poszukiwania?- odezwał się Kenta.- Może dajmy sobie po prostu spokój. Wróćmy na plażę i tam na nich poczekajmy.
-Kenta ma rację- przytaknęła Madoka.- Na pewno sobie świetnie radzą. A zwycięzce szybko rozpoznamy.
-Nie- Kimiko biegła dalej.- Jak wy chcecie to wracajcie, ja muszę ich znaleźć.
-Idę z Kimiko!- Benkei, mimo że brakowało mu tchu, nie zwalniał tępa.
-Ale dlaczego?- Madoka wyglądała na zdziwioną.- Znaczy się rozumiem, że tam jest twój brat, ale czy to nie jest już nadopiekuńczość siostrzana?
-Tu nie chodzi o opiekuńczość- wyjaśniła zielonowłosa.- Chodzi o to, że jestem na 99% pewna, że w czasie tej walki zdarzy się coś niezwykłego. Coś, co może zmienić nasze życie. Chcę zobaczyć co to takiego.
Powiedziawszy to, wyprzedziła przyjaciół i po chwili i jej nie było widać. Reszta biegła za nią, jednak zwolniła tępa.
Natomiast Ginga i Kyoya dalej zagłębiali się w las. Atakowali się nadal, jednak żaden nie użył ponownie specjalnego ataku. Każdy czekał na odpowiedni moment, ale nic na niego nie wskazywało. Chłopaki stawali się już coraz bardziej zmęczeni tym biegiem. W końcu dotarli do polanki, gdzie postanowili się zatrzymać. Kyoya rozejrzał się w koło i uśmiechnął się pod nosem. Znał to miejsce i to bardzo dobrze. Wykorzysta to. Nagle oboje usłyszeli szelest liści i kolejnego beya. Po chwili ujrzeli Sanszję, a za nią dyszącą Kimiko, która ledwo co trzymała się na nogach. Gdy stanęła, łapczywie łapała oddech. W końcu przyjrzała się miejscu, do którego dotarła. Roześmiała się głośno. Stwierdziła, że to raczej nie jest przypadek, a sytuacja stworzona z góry. Spojrzała się na brata i ponownie się uśmiechnęła, po czym oparła się o rosnące obok drzewo, aby w spokoju obserwować walkę.
-Z czego się tak śmiejecie?- Ginga patrzył na rodzeństwo lekko zdezorientowany.
-Nie przejmuj się tym Ginga- odpowiedziała mu Kimiko.- Po prostu na tej łące spędziliśmy połowę naszego dzieciństwa. Znamy ją bardzo dobrze. Ale dla pocieszenia powiem ci w sekrecie, że Kyoya nigdy tutaj nie wygrał, wręcz przeciwnie, jako pierwszy odpadał.
-Ale tym razem będzie inaczej- zielonowłosy stawał się coraz bardziej pewny swojej wygranej.- Teraz wygram. Naprzód Lion!
Bey zaatakował Pegasusa, a ten odskoczył od niego. Walka zaczynała przybierać na atakach. W tym samym momencie przeciwnicy postanowili wyprowadzić specjalne ataki przeciwko sobie. Już właśnie mieli wypowiedzieć swe działania, gdy na niebie coś zabłysło. Trójka przyjaciół podniosła głowy ku górze, aby zobaczyć co to takiego. Z nieba w ich stronę zaczął spadać jakiś obiekt. W pewnym momencie rozbił się na dziesięć kawałków, a jeden z nich jeszcze na pół. Wojownicy nie wiedzieli co się w około nich dzieje.
Nie trwało to długo. Nie mieli możliwości zareagować po tym, gdy zorientowali się, co prawdopodobnie zaraz się stanie.
Nagle odłamki zaczęły szybciej spadać, a trzy z nich kierowało się w ich stronę. Kimiko, Kyoya i Ginga kilka chwil później zobaczyli, że części jakiegoś ciała niebieskiego wbijają się w ich beye. Po tym nastąpiła potężna eksplozja, która zmiotła przyjaciół z nóg. Każdy z nich zemdlał, a ich beye momentalnie przestały się kręcić.
Madoka, Kenta i Benkei widząc rozpryskujące się ciało niebieskie i chwilę potem wybuch przed sobą, zaczęli szybciej biec, aby zobaczyć co się stało. Kasztanowłosa bała się, że właśnie tam są jej przyjaciele. Przyspieszyła bieg i to samo uczynili pozostali. Po chwili dotarli do miejsca eksplozji. Zobaczyli tam leżących i nieprzytomnych wojowników. Madoka szybko podbiegła do Gingi i rozkazała chłopakom sprawdzić, co z resztą. Benkei z przerażeniem podbiegł do Kyoyi, a Kenta ze zmartwiony wyrazem twarzy skierował się ku Kimiko. Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy wyczuli u każdego puls. Później zebrali się w kupkę i spojrzeli na wszystko z góry. Dopiero wtedy zorientowali się, że beye nie kręcą się, czyli prawdopodobnie ponownie był remis.
-Ciekawe, co się stało?- zastanawiała się głośno Madoka. Podeszła bliżej, aby zobaczyć lepiej beye przyjaciół. Gdy doszła do nich, krzyknęła z przejęcia. Chłopaki podbiegli do niej, aby zobaczyć co ją do tego skłoniło. Po zobaczeniu beyów, zrobili to samo co ich przyjaciółka.
-Przecież...- Benkei ledwo się odezwał.
-Te beye...- ciągnął z oszołomieniem Kenta.
-Przeszły transformację!- dokończyła podwyższonym głosem Madoka.-Czyli Kimiko miała rację.
-Na to wygląda- skomentował zielonowłosy.
-To niesamowite!- wykrzyknął wielkolud.
Kasztanowłosa wstała. Czyżby te odłamki tego czegoś spowodowały to wszystko? Zastanawiała się patrząc to w niebo, to na nieprzytomnych przyjaciół.
***
Ryuga trenował, gdy zdarzyła się ta sytuacja. Po raz kolejny razem z L-Drago próbował wykorzystać całe 100 % możliwości beya. Jednak nadal mu się to nie udawało.
-No dalej- mówił.- Pokażmy Kimiko, że możemy osiągnąć kres naszych możliwości sami. Bez niej!
To był jego cel. Jednak był coraz bardziej przeświadczony, że go nie osiągnie. Że jednak to ona miała rację, nie on. To go najbardziej denerwowało. Ale nie mógł się tak szybko poddać. Zrobi to dopiero wtedy, gdy wszystko inne zawiedzie, a miał nadzieję, że to nigdy nie nastąpi.
Po raz kolejny krzyknął w stronę beya, aby wykonał specjalny atak- Lot Cesarskiego Smoka. I po raz kolejny wiedział, że ten cios mógł być zdecydowanie silniejszy. W końcu rzucił wyrzutnię daleko od siebie, gdzieś w trawę i usiadł po turecku, zastanawiając się, co może jeszcze zrobić. Przeanalizował wszystkie swoje działania. Niestety, nie zdążył wyciągnąć wniosków, ponieważ spojrzał w stronę nieba i zauważył ciało niebieskie spadające na Ziemię. Patrzył bardzo uważnie. Zastanawiał się, co to jest i co z tego wyniknie. Po chwili ujrzał, że, to coś, co zbliża się coraz bliżej Ziemi rozbiło się na dziesięć kawałków, a jeden z nich jeszcze na połowę.
Patrzył jak zaklęty w niebo, póki nie zorientował się, że jeden z fragmentów zmierza w jego stronę. Zapominając o beyu, mając na pierwszym planie swoje życie, odskoczył w stronę pobliskiego lasu. Sekundę później usłyszał wybuch. Gdy stwierdził, że wszytko wróciło do normy, zorientował się, że nie ma przy nim jego beya- L-Drago. Pobiegł szybko w stronę, gdzie znajdował się ostatnio i ku jego olbrzymiemu zdziwieniu nie zobaczył L-Drago, jakiego zostawił. Przed nim nie było już Meteo L-Drago.
Wziął beya do ręki i obejrzał go uważnie.
-Destructor L-Drago- powiedział cicho, nadal patrząc na niego. Następnie spojrzał na niebo. Po ciele niebieskim nie pozostało oni śladu.
-Hmm, ciekawe- dumał trzymając w ręku nowego L-Drago.- Wygląda na to, że ta gwiazda, kometa, czy jak to tam się zwie, spowodowała twoją transformację. Cudownie.
Uśmiechnął się, po czym wzniósł beya ku górze.
-Teraz mam szansę wydobyć 100%!- krzyknął.- Nie czekając dłużej, sprawdźmy możliwości tej piękności, która jest w moich rękach. Może to właśnie ty dasz mi swoje 100% bez niej.
Poszedł po wyrzutnię i zamieścił beya w odpowiednim miejscu. Z uśmiechem na twarzy wrócił do krateru wulkanu i ponownie zaczął trenować, aby osiągnąć swój cel.
____________________________________________________________
Drugi rozdział, lalalalalalalala. Ale super :D Jestem mega szczęśliwa! Mam nadzieję, że się wam spodoba! Bardzo proszę o komentarze! One na prawdę dają mocnego kopniaka do pisania. Buziaczki :**
PS Chcę poinformować, że skład mojego show może się zmienić, ponieważ pojawiły się pewne komplikacje, które trzeba rozwiązać właśnie takim rozwiązaniem. Okazało się, że Benkei prawdopodobnie odejdzie. Myślę, aby zamiast niego dodać Chi Yun'a. A dlaczego wielkolud odchodzi? Ponieważ stwierdził, że Masamune go denerwuje i psychikę rujnuje. Dziwne, ponieważ na moim drugim blogu też mam show i mimo że Spectra z Shadowem nie trawią się bardzo, to jednak jakoś współpracują. No cóż, skoro wielkolud tak chce... Jeśli macie jakieś inne pomysły, to dajcie znać!
Po raz kolejny krzyknął w stronę beya, aby wykonał specjalny atak- Lot Cesarskiego Smoka. I po raz kolejny wiedział, że ten cios mógł być zdecydowanie silniejszy. W końcu rzucił wyrzutnię daleko od siebie, gdzieś w trawę i usiadł po turecku, zastanawiając się, co może jeszcze zrobić. Przeanalizował wszystkie swoje działania. Niestety, nie zdążył wyciągnąć wniosków, ponieważ spojrzał w stronę nieba i zauważył ciało niebieskie spadające na Ziemię. Patrzył bardzo uważnie. Zastanawiał się, co to jest i co z tego wyniknie. Po chwili ujrzał, że, to coś, co zbliża się coraz bliżej Ziemi rozbiło się na dziesięć kawałków, a jeden z nich jeszcze na połowę.
Patrzył jak zaklęty w niebo, póki nie zorientował się, że jeden z fragmentów zmierza w jego stronę. Zapominając o beyu, mając na pierwszym planie swoje życie, odskoczył w stronę pobliskiego lasu. Sekundę później usłyszał wybuch. Gdy stwierdził, że wszytko wróciło do normy, zorientował się, że nie ma przy nim jego beya- L-Drago. Pobiegł szybko w stronę, gdzie znajdował się ostatnio i ku jego olbrzymiemu zdziwieniu nie zobaczył L-Drago, jakiego zostawił. Przed nim nie było już Meteo L-Drago.
Wziął beya do ręki i obejrzał go uważnie.
-Destructor L-Drago- powiedział cicho, nadal patrząc na niego. Następnie spojrzał na niebo. Po ciele niebieskim nie pozostało oni śladu.
-Hmm, ciekawe- dumał trzymając w ręku nowego L-Drago.- Wygląda na to, że ta gwiazda, kometa, czy jak to tam się zwie, spowodowała twoją transformację. Cudownie.
Uśmiechnął się, po czym wzniósł beya ku górze.
-Teraz mam szansę wydobyć 100%!- krzyknął.- Nie czekając dłużej, sprawdźmy możliwości tej piękności, która jest w moich rękach. Może to właśnie ty dasz mi swoje 100% bez niej.
Poszedł po wyrzutnię i zamieścił beya w odpowiednim miejscu. Z uśmiechem na twarzy wrócił do krateru wulkanu i ponownie zaczął trenować, aby osiągnąć swój cel.
____________________________________________________________
Drugi rozdział, lalalalalalalala. Ale super :D Jestem mega szczęśliwa! Mam nadzieję, że się wam spodoba! Bardzo proszę o komentarze! One na prawdę dają mocnego kopniaka do pisania. Buziaczki :**
PS Chcę poinformować, że skład mojego show może się zmienić, ponieważ pojawiły się pewne komplikacje, które trzeba rozwiązać właśnie takim rozwiązaniem. Okazało się, że Benkei prawdopodobnie odejdzie. Myślę, aby zamiast niego dodać Chi Yun'a. A dlaczego wielkolud odchodzi? Ponieważ stwierdził, że Masamune go denerwuje i psychikę rujnuje. Dziwne, ponieważ na moim drugim blogu też mam show i mimo że Spectra z Shadowem nie trawią się bardzo, to jednak jakoś współpracują. No cóż, skoro wielkolud tak chce... Jeśli macie jakieś inne pomysły, to dajcie znać!